Co skłoniło Panią do napisania książki „ Ślady, które przetrwały”?
- Zmienię trochę treść tego pytania i opowiem o tym, co w ogóle skłania mnie do pisania. Jest we mnie potrzeba zrozumienia otaczającej mnie rzeczywistości. Wiem, że brzmi to banalnie, że tak myśli wielu ludzi i nie czują oni potrzeby dzielenia się tym z innymi. Ja ją mam. By coś odkryć należy wcześniej to poznać. Proces odsłaniania tajemnic, świadomie używam słowa „proces”, bo to trwa w czasie, jest fascynujący i bardzo twórczy. Porządkuję wiedzę i konfrontuję wyobrażenia z faktami. Podczas takiej podróży gromadzę też sporo emocji, stąd pewnie chęć opowiedzenia o tym, co się odkryło i przeżyło czytelnikom. Książka „Ślady, które przetrwały”, którą napisałam, jest zbiorem reportaży o ludziach, miejscach, o trudnej historii, o tolerancji i jej braku, o niemieckich i polskich mieszkańcach Kalisza Pomorskiego i okolic. Pragnęłam wiedzieć, gdzie żyję, jaka jest dusza tej ziemi.
Z czego czerpała Pani inspiracje podczas tworzenia książki ?
- Chciałam napisać uczciwie, czyli prawdziwie. Dużo czytam, najwięcej książek reporterskich: Małgorzaty Szejnert, Mariusza Szczygła, Wojciecha Tochmana, Włodzimierza Nowaka, Ryszarda Kapuścińskiego i wielu innych. Cenię zaufanie rozmówców, zawsze jest dla mnie ważne. Bohaterowie opowiadają o trudnych momentach swojego życia, niektórzy nigdy wcześniej tego nie robili. To nie było dla nich łatwe i nigdy nie jest. Ogromna odwaga i zaufanie. Pamięć ludzka jest jednak wybiórcza, dlatego warto także zaglądać do dokumentów.
Jak czuje się Pani na Pojezierzu Drawskim?
- Zadomowiona i to też między innymi dzięki temu, że ta książka powstała. To wyjątkowe miejsce z wieloma ciekawymi śladami, które zostawili mieszkańcy. Poza tym to cudowna, niepowtarzalna natura, raj dla oczu i duszy. Ostatnio nie mogę się powstrzymać, by nie utrwalić tych doznań, pstrykam amatorskie zdjęcia.
Do jakiej grupy czytelników książka trafia najbardziej?
- Myślę, że oczywistą grupą czytelników są mieszkańcy Kalisza Pomorskiego i okolic, poznawali historie swoich sąsiadów. Ale muszę powiedzieć, że czytali tę książkę także ludzie z zupełnie innych miejsc Polski i pisali do mnie, że w losach bohaterów dostrzegali własne korzenie rodzinne. Może to dobry czas, by się zatrzymać. Anda Rottenberg, którą bardzo cenię, nie tyko z powodu wyjątkowej roli, jaką odegrała dla sztuki współczesnej, napisała niezwykłą książkę „Proszę bardzo ”. By zrozumieć śmierć swojego syna, jego uzależnienie od narkotyków, prześledziła szczegółowo korzenie rodzinne, ważne rzeczy odkryła.
Czy planuje Pani kolejne książki?
- Chciałabym pisać, ale trzeba pamiętać, że pisanie jest zazdrosne o wszystko. Mam pewne plany, jednak wolę o tym nie mówić…
Czym zajmuje się Pani na co dzień?
- Jestem polonistką, pracuję w Zespole Szkół w Kaliszu Pomorskim, wcześniej pracowałam w Liceum im. K. Wielkiego w Wałczu. Od 18 lat prowadzę w Kaliszu Pomorskim koło dziennikarskie, które wydaje szkolną gazetę „Kontrast”. Ukończyłam podyplomowe studia dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim i te doświadczenia pomagają. Mniej się błądzi.
Jak długo powstawała Pani książka?
- Książka powstawała przez ponad dwa lata.
Co najbardziej lubi Pani w swojej książce?
- To pytanie powinno być skierowane nie do mnie, ale do czytelników. Byłoby dziwne, gdybym wychwalała swoje pisanie. Jestem najczęściej wobec siebie bardzo krytyczna. Absolutnie zgadzam się z Mariuszem Szczygłem, który przecież jest najlepszym reporterskim piórem i nie powinien mieć takich wątpliwości i ocen, a ma. Powiedziałabym tak jak on, że pewne fragmenty napisałabym od nowa, a może i wszystko( śmiech…)

Justyna Łaszniewska, Wydział Rozwoju i Promocji Powiatu